Kolejka
Pico
Nigdy
nie zapamiętałabym poczty przy Startowej 29, gdyby nie kolejka
Pico. Mąż posiadał ich ogromną liczbę – wagony, tory, semafory
i najważniejsze – lokomotywy. Zdobycie ich w latach
siedemdziesiątych wymagało szczęścia i sprytu. Wtedy wszystko się
zdobywało. Na kolejki w domu można było tylko patrzeć. A
uszkodzić? Nie daj Boże!
Musiałam
pójść – wówczas - na drugi koniec Zaspy, czyli na Startową 29,
bo tam mieścił się punkt pocztowy. Dziecko dreptało za mną,
dzierżąc w łapkach lokomotywę. Najładniejszą, bo mąż dziecku
niczego nie odmawiał. Gdy po wyjściu z poczty spojrzałam na syna,
struchlałam. W jednej rączce trzymał lokomotywę, w drugiej jej
podwozie. Natychmiast wcisnęłam je z powrotem. Musiałam użyć
sporo siły, żeby znalazło się na swoim miejscu, gdyż skierowane
na zewnątrz wystające sztywne zaczepy uniemożliwiały zarówno
rozłączenie, jak i złączenie w jedną całość obydwu elementów
modelu. Za parę chwil lokomotywa była znowu w dwóch częściach.
Jak to zrobiłeś? - zapytałam synka. Nie zdradził tajemnicy, ale
kilkakrotnie rozłożył model, odwracając się do mnie plecami.
Do
dzisiaj nie wiem, jak on to robił (mąż twierdził, że było to
niemożliwe), ale dzięki temu w mojej pamięci zapisał się adres
poczty.
0 komentarze:
Prześlij komentarz